czwartek, 30 września 2010

wtorek, 28 września 2010

I juz ostatnie zdjecia z Malezji

Kula Lumpur od Glusia

Terima Kash za wspolprace

Odpowiedzi dla Dominy wkrotce. Nagroda za Kiblat takze

Podzrowka

Anka

poniedziałek, 27 września 2010

Uwaga, uwaga...

Leje, leje, leje juz druga godzine, wiec grzecznie siedzimy przy 3 komputerach i wrzucamy dla Was zdjecia
z dzungli od Seby
z Tawau od Glusia i Seby
z Kuala Lumpur od Seby

Milego ogladania. Komentarze do zdjec pozwolimy sobie dac na zywo.

Pozdrawiamy

Anka, Seb i Glus

Na spacerze

Tawau,

Tawau,
Alez ogromnie przepraszam drogie kolezanki Dominiki i inych czytajacych Troszke sie przez ostatnie dni opuscilam ale tak nam jakos zeszlo. Teraz jestesmy juz 2 noc w Kuala Lumpur lecz poprzednie 2 nocki spedzilismy w miescie portowym Tawau.
Trafilismy tam do "resortu" anglika, w ktorym moj ksiaze Krzys nie chcial spac, bo mu bylo za brudno!Wlasciciel - Dan byl zawiedziony ale dalismy mu szanse, zeby sie sprawdzil jako przewodnik.Otoz dowedzielismy sie, ze w Tawau mieszka 250 tys mieszkancow i ryboustwo jest zaraz po rolnictwie 2 galezia przemyslu w Malezji. Wszystkie owoce morza dostarczane do calej Malezji sa albo z Tawau albo z Sandakanu. Najbardziej dochodowym interesem jest w Malezji uprawa palm olejowych, ktore sadzi sie raz na 20 lat z czego owocuja przez 18 lat 6 razy w roku. I uwaga z 40 arkow mozna wyciagnac 300 tys ringg mies a pracownik na plantacji zarabia 300 rigg. Niezle co? Dla przyszlych plantatorow dodam, ze w Malezji obcokrajowcy moga sobie kupic ziemie bez przeszkod tyle, ze ta nadajaca sie pod planacje jest trudna do zdobycia, bo wiekszosc jest w rekach Chinczykow a oni sie nie dziela z obcymi.Zawsze jednak mozna probowac.
Dzieki Danowi trafilismy tez do wioski rybackiej - Indra Sabath i tam korzystajac z goscinnosci spowodowanej Swietem Sari Raja zjedlismy z Seba mnostwo ciasteczek popijajac kawa Inka. Mielismy niezlego stresa, zeby sie nie zapomniec i uzywac do jedzenia tylko prawej reki. Ludzie w wiosce byli bardzo przyjazni, usmiechali sie i machali do nas ale cos mi sie wydaje, ze patrzyli na nas troche jak na malpy w zoo. No nie dziwie sie takie okazy, pewnie rzadko im sie trafaja przy pasniku. Chociaz mieszkaja w "smietniku" nie chca sie jednak przeprowadzac do nowych pieknych osiedli budowanych dla nich przez rzad. Nie maja pieniedzy na czynsz no i pewnie stracili by mozliwosc darmowych polowow. A tak maja prace pod nosem i odpoczynek na "swiezym" powietrzu. Nie sa jeszcze zmanierowani jak w Tajladnii i nie oczekuja zadnych napiwkow i co najwazniejsze nie zebrza i nie zaczepiaja na ulicy w celu wysepienia kaski.
To by bylo na tyle.
Tym razem odcinek, byl nieco powazniejszy ale mial miec znamiona repotrtazu, to sie staralam dostosowac.
A teraz ide obudzic chlopakow, bo musze ich wyprowadzic na miasto.
Pozdrowka
Anka



Sent from my iPad

Co to znaczy?

Kto pierwszy zgadnie otrzyma nagrode...

niedziela, 26 września 2010

piątek, 24 września 2010

U malajskiej rodziny w wiosce rybackiej

Sent from my iPad

Dama w dzungli

Sent from my iPad

Tawau Hills Park,

Tawau Hills Park,
Nie wcale sie nie balismy!!! Nie, nic a nic!!!!!!!! Postanowilismy byc bardzo
dzielni i isc do praaaaaawdziiiiiiwejjjjjj dzungli, bez przewodnika.
A co! Kto jak nie my! Ale powniewaz, chlopcy nie sa w ciemie bici, postanowili sie dobrze do tej wyprawy przygotowac i poszli na przeszpiegi. Dowiedzieli sie, ze w naszej dzungli nie ma ma dzikszych zwierzat nad pijawki, wiec juz bez stresu ochoczo zaczelismy sie przygotowywac na wyprawe. Zakupilismy odpowiedni sprzet w postaci cudownych skrpetek antypijawkowych i poszlismy w ten niebezpoeczny borneanski las deszczowy.
A tam horror i same potwory lesnie - modliszki w trakcie przepoczwarzania sie, prostokatne obrzydliwe gasienice, gigantyczne komary, pijawki i czerwony makar, o przepraszam makak Oczywiscie natychmiast niektorzy z nas (nie bede pisac, ze Glus) dostali ataku lekkich natrectw i co chwile sprawdzali, czy aby ich cos nie je lub co gorsza pije. I co sie okazalo - Seb chcial, to mial - przyssala sie do niego taka jedna pijawica i utoczyla mu zdziebko jego blekinej krwi. To Ci bezwzgledna Wapmirzyca. Udalo nam sie jednak jakos dotrzec do najwiekszego drzewa wsrod drzew tropikalnych na swiecie i w drodze powrotnej zaliczajac 2 gleby, tym razem w wykonaniu moim i Glusia, dotarlismy do bezpiecznej kantyny z piwkiem. Uff....
Teraz sobie siedzimy na tarsie i sluchamy odglosow dzungli dla ktorych tu przyjechalismy. Sa imponujace. Warto bylo.
A i jeszcze zjedlismy moon cake'a i jestesmy juz spokojni, ze wszystkie zyczenia nam sie spelnia.
I tym optymistycznym akcentem, zegnam sie z Wami czule.
Anka
Ps. Glus postanowil zrobic interes zycia i produkowac skarpetki do dzungli, ciekawe jak mu pojdzie sprzedaz w Polsce?
Ps. Sebie chyba za malo upuscila krwi ta pijawka, bo naslala na niego nietoperka, ktory go co jakis czas atakuje a Glus go usiluje upolowac aparatem.
Ps W nocy ma tu sie jeszcze pojawic gigantyczna rapucha, Seb ja zamierza pocalowac, no aby to byla dziewczynka...



Sent from my iPad

środa, 22 września 2010

Sandakan i Wyspa Mabul

Uwaga, Uwaga - nowe zdjecia od Seby

Sandakan, wyspa Mabul

Bardziej Plazowo, czyli pakiet palm i piasku

wtorek, 21 września 2010

DLA IGI

Zdjecie orangutaniej Mamy dla Ciebie.
Nie wiemy na jakim jestes statusie, wiec zyczymy powodzenia i trzymamy kciuki ..
Push, push, push

Oral Brutale !

Oral Brutale !
Skoro juz pewnie domysliliscie sie kogo mielismy na mysli, spiesze z wyjasnieniem, ze nazwa te jest "nieco" mylaca i wymyslona na nasz osobisty uzytek na czas tego wyjazdu. Oczywiscie wszystkich zainteresowanych zboczkow przepraszam za rozczarowanie - to byl taki radosny zarcik.
Tak naprawde na zdjeciu jest Mariko z malutkim dzieckiem, ktora mieszka w Sepilok w Osrodku dla porzuconych orangutanow. Ten osrodek powstal z mysla o ratowaniu sierot, ktorych mamy zostaly zabite lub one same zostaly odebrane handlarzom. Aktualnie znajduja sie tam 3 matki z malymi i 7 innych mniej lub bardziej doroslych dzieci, ktore juz nie maja tak dramatycznych przezyc za soba i sa raczej potomkami tamtych osieroconych ofiar pazernych i glupich ludzi.
Tak czy ineczej pojechalismy odwiedzic te przemile czlekokszaltne, poniewaz dostalam zlecenie przywiezienia maluchow dla Violi i Lili. Ogromnie mi przykro dziewczyny - wszystkie maluchy juz "wyszly". Nastomiast Seba mowi, ze odkryl w sobie cos z przodkow to moze sie na niego skusicie.? Moze wtedy ta adpcja bedzie cos miala wspolnego z tytulem tego posta? Kto wie?
Wracajac do tematu - osrodek czysty, zadbany i bardzo komercyjny. Cala akcja trwa 15 min, bo tyle malpy jedza banany. Taksa 30 zl plus 10 za aparat. My mielismy duzo szczescia, bo dzieki mojemu zwierzecemu imstyktowi odeszlismy od platformy i spotkalismy sie oko w oko z Mariko i jej malym w odleglosci 8O cm (Seb to dokladnie wymierzyl). Niestety Glus ja wkurzyl fleszem i sobie poszla w las. Wiadomo, zabrac Glusia do lasu.
Dzis czyli w niedziele 19.09 siedzimy juz sobie na wyspie Mabul z czeskimi znajomymi, pijemy piwko i obserwujemy gwiazdy i chmury a chlopcy umawiaja sie na pokera. No bedzie sie dzialo!
Tak, wiec koncze i pozdrawam Was czule w ich i swoim imieniu..
Anka
Ps tekst pisany 2 dni temu ale dopiero teraz mamy dostep.


Sent from my iPad

sobota, 18 września 2010

Zagadka.. Kto to?

Sandakan.

Sandakan.
Jechalismy i jechalismy i juz po 6 godzinach tej jazdy luksusowym autobusem, w ktorym puscili, chyba specjalnie z okazji naszej obecnosci film " Salt" z Olbryskim, znalezlismy sie w ogromnym miescie nad smierdzacym morzem. Oprocz tego przeuroczego zapachu, przypominajacego nieco Indie - Sandakan nie oferuje nic, jest po prostu baza wypadowa dla 3 wycieczek:
2 lub 3 dniowego wypadu do dzungli i jaskin za 390 riggitow,
do przedszkola dla orangutanow - za 30 riggitow ( jedynie jak ktos jest takim bystrzakiem jak my),
oraz 2 - dniowego wypadu do Zolwiowego Parku Narodowego za jedyne 590 riggitow.
Mimo najszczerszych checi z tej ostatniej wycieczki zrezygnowalismy, bo po pierwsze primo - nie bylo wolnych miejsc a po drugie primo BYLO ZA DROGO.
Tak czy inaczej zamierzamy namierzyc te zolwie na Sipadanie, do ktorego wlasnie zmierzamy, jadac kolejne 6 godzin i jak podpowiada mi Sebastian ogladajac caly czas plantacje palm olejowych.
No ale wrzcajac do Sandakanu w samym miescie spotkalismy: 24cm szczura, 7 cm karalucha oraz TAZANA, ktorego cechy charakterystyczne dyktuja mi chlopcy:
1. Spsob poruszania sie - na slimaka,
2. Styl ubioru - wczesne srediowiecze,
3. Won - aura rozprzestrzeniajaca sie na 1 km/2, wzbudzajaca jeden jedyny odruch,
4. Wyraz twarzy - zdziwiony/radosny,
5. Kolor skory - brunatno-brudny
Czule wspominamy go co godzine, bo nie mozemy go zapomniec. Postanowilismy go zaprosic na Sylwestra.
I ta radosna nowina koncze i zaptaszam na ostani odcinek o Oral Brutalach.
Anka i wesole chopaki



Sent from my iPad

Slazacy na wakacjach

Sent from my iPad

piątek, 17 września 2010

Wiecej zdjec...

Obok zamiescilam pokaz slajdow od Sebastiana a tu sa od Krzyska.

Milego ogladania. O Oral Brutalach wkrotce Makarku, cierpliwosci, zbieram materialy....

Anka
A teraz mala prywatka:

ps. Specjalne pozdrowienia dla Kalisi, ktora mowi, ze na naszych blogach jest nas za malo.

ps. Synek odbieraj codziennie swoje maile a moje smieci kasuj. I oczywiscie ucz sie.

Dla Agnieszki z okazji urodzin..


Agnieszko z okazji urodzin zyczymy Ci wszystkiego naj .... i jeszcze wiecej.

Podrowienia od Borneanczykow

Anka, Krzysiek i Sebastian

Seba na zakupach

Pozdrowienia dla Tomka

seba wlasnie pisze esa do ciebie

Sent from my iPad

Dominika napisala, zeby cos wiecej napisac .

Dominika napisala, zeby cos wiecej napisac - nie pisalam, bo zawsze mi sie wygdaje, zs nikt tego nie czyta. Ale skoro jest glod informacji to prosze bardzo...
Borneo, brzmi bardzo dziko i ekscytujaco ale tak juz od dawna niestety nie jest. Jest natomiast komercja i juz to sie nie zmieni, no chyba, ze bedzie reset i swiat zacznie od nowa. W tej chwili Kota Kinabalu, stolica malezyjskiej czesci Borneo to wielkie nowoczesne miasto, z wiezowcami i strzezonymi osiedlami dla sredniej klasy. Nie widac tu na ulicy zadnych nedzarzy ani zebkarkow a jezeli sa to sa, dobrze schowani przed wzrokiem publicznym. Nam sie udalo na przypadkowym nocnym spacerze zobaczyc cale osiedle na palach, ktore bylo usytuowane vis a vis pieknego strzezonego osiedla.Jak do tej pory jestesmy zszokowani tym co zastalismy na tej wedlug naszych wyobrazen - dziekiej wyspie. Cywilizacja i porzadek.
Przez 2 dni jezdzilismy po Parku Narodowym Kinabalu, przypominajacym raczej Nowa Zelandie niz Filipiny. Pieknie utrzymane sciezki dla turystow, mozliwosc dojechania wszedzie naszym "off roadem", czysto i wszedzie 15 riggitow czyli zloty (kurs 1:1) za wjazd.
Widzielismy panorame Mt. Kinabalu, ogrod botaniczny ale bez zadnego kwitnacego kwiatka, bylismy 47 m nad dzungla na moscie z lian, kapalismy sie w goracych zrodlach i pod wodospadem oraz relaksowalismy sie na plantacji herbaty.
Najwiekszym jednak wyzwaniem, jak do tej pory, zamiast przedzierania sie przez dzungle byla jazda Kencilem, za ktorego kierownica siedzial Glus. Walczylismy z Seba o zycie przechylajac "woz" na prawo, bo Glus postanowil jechac poboczem przy okazji nie omijajac zadnych dziur. Bylo bosko ale zdecydowanie lepiej szlo dzien 0wczesniej Sebie. I jeszcze jedno wyzwanie chlopcy maja cowieczor - zalezc jak najtansze piwo. Nieztety ceny sa zaporowe - puszeczka piwka kosztuje 9 zl w 7/11 na szczescie sa happy houers" i wtedy mozna trafic na puszeczke za 3 riggity. No coz, muzulmanski kraj. Muminkom bytu bylo moze nie ciezej, ale na pewno drozej sie bawic. Koncze bo wlasnie dojechalismy do Sandakan, ktore jest wypadowka na Wyspe Zolwi i do Przedszkola dla Oral Brutali, Narka
Anka, Seba i Glus

Ps. Blog podlega cenzurze,wiec o imprezach bedziemy opowiadac na zywo.
Ps2 Viola dzieki za info o krzyzu, wracamy..., bo nie mielsismy wczesniej takiego zamiaru


Sent from my iPad

środa, 15 września 2010

Autostop

Siedzimy sobie wlasnie w amerykanskim hotelu i sluchamy karaoke, no nie umywaja sie do filipinczykow a co dopiero do Kasi Dijon, wiadomo... Ale chcialam o autostopie, wczoraj lapalismy przez godzine cokolwiek, bo skutecznie udalo sie nam zabladzic w Kota, dzisiaj juz nam poszlo lepiej, bo od rana lapiemy na "stopa" Kacilka (Seba mowi zebym nie zapomniala dodac, ze mamy wypas wersje 900 a nie 650). Jedzie 35 na godz pod gorke.


A zdjecie

Kota Kinabalu i park Narodowy Kinabalu

To co widzicie to Park Narodowy Kota Kinabalu a z tylu Mt Kinabalu najwyzszy szczyt w Azji Pld.
Jak na razie ze zdziwieniem musimy stwierdzic, ze nie ma tu zadnej dziczy, zadnej, nic a nic. Park Narodowy jest czysciuki i wysprzatany, z bardzo dobra asfaltowa droga i pieknie przygotowanymi sciezkami. Jak na razie bardziej tu wyglada jak w Nowej Zelandii niz w Azji, ktora znamy. Nie przeszkadza nam to jedank korzystac z jego goracych zrodel (ale zdjecia sa u Seby a jego aparatu jeszcze nie opanowalismy..

wtorek, 14 września 2010

Hong Kong

Wyladowalam. Siedzimy na lotnisku w HK i czekamy na Sebe. Glus obiecal, ze bedzie na mnie czekal z kwiatami ale czekal z okularami. Podobno nareszcie wygladam dobrze. Ha, az sie boje pomyslec jak wygladalam wczesniej. Na razie bez zdjec, bo nie mamy czytnika do karty ale juz po niego pedzimy zeby Wam sie pokazac.
Kocham Azje (oczywiscie nie Tuchajbejowicza, choc Olbryski w tej roli byl swietny).
HK a raczej lotnisko w HK pozdrawia wszystkich

poniedziałek, 13 września 2010

a tak sobie próbuję


wstawianie przez maila postu na bloga, myślisz Tomek, że jest to możliwe

niedziela, 12 września 2010

Plan planów

Tak sobie myślę, że pewnie nie szybko uda mi się dostać do internetu w Kota Kinabalu, więc napiszę Wam gdzie możemy się znajdować, wtedy,  kiedy nas nie będzie.

14 września 2010 - lądujemy w Kota Kinabalu stolicy malezyjskiej części Borneo,
potem sobie jedziemy "autostopem" odwiedzić oranguany i żółwie i inne morskie potwory na Sipadanie .
W okolicach Tawau zobaczymy Las Tropikalny i polecimy

25 września 2010 do Kuala Lumpur a potem
28 września 2010 do Hong Kongu, żeby nareszcie
1 paźdzernika 2010 wylądować w Warszawce

No i mapki


czwartek, 9 września 2010

No i zaczęło się .. BORNEO!!!!

To już trzeci blog o podróżach i tym razem jedziemy we trójkę i to trzema samolotami. Tak, więc wyszła nam potrójna magiczna trójka.

A może Święta Trójca?

Seba, Krzysiek i ja - czyli Anka, postanowiliśmy być dzielni i zobaczyć co robią na co dzień Łowcy Głów na Borneo.


Jak zdecydują się nam podarować życie to sprawdzimy jak się mają orangutany, nosacze i żółwie szylkretowe, które zamieszkują tę, już tę coraz mniej dziką wyspę.........

ps. Gluś już leci ....a ja sobie spokojnie, bez pośpiechu, robię nowego bloga ale Makar nie daje mi skończyć, więc wrzucam coś na szybko i resztę zostawiam na jutro, bo jak widać chłopaki już zmęczone a jeszcze za dobrze nie wyjechali ..