czwartek, 12 kwietnia 2007

Japonia 2007 - Kioto


(kliknij na zdjęcie a zobaczysz więcej fotek)

Już po 19 godzinach we wtorek 10 kwietnia 2007 r o godz. 18 czasu Tokijskiego wylądowaliśmy na japońskiej ziemi. Nie zaatakował nas tłum potomków samurajów i jak do tej pory nie odczuwamy takiego dyskomfortu. Szczerze pisząc, trochę jesteśmy zaskoczeni, że nie ma takich tłumów na ulicach, jakich się spodziewaliśmy. No może w Tokio będzie gorzej, ale w Kioto (naszym Krakowie) i Hijmei (Pieskowej Skale) jest bardzo przyzwoicie. Krzysiek jest zachwycony, że wszędzie jest cywilizacja, którą dla niego jest nieograniczona ilość automatów z napojami - także z ciepłą kawą- oraz wszechdostępny darmowy internet. Słynna japońska organizacja i punktualność bardzo ułatwia podróżowanie, najdłużej czekaliśmy – z wyboru- na autobus - 20 min. Z rozkładu jazdy pociągów można regulować zegarki, czego i naszym kolejom życzę. Poza tym, już dawno, tak wiele komunikacją miejską się nie poruszaliśmy i dzięki temu mamy okazję poobserwować lokali. Uwaga! Są bezzapachowi i wszyscy mają czyściutkie buty. Krzysiek mówi, że jak na naszych ulicach byłoby tak wszystko czysto wybetonowane, to też byśmy tak wyglądali, ale mnie się nie chce w to wierzyć. Niestety panie w kimonach to już przeszłość - widzieliśmy 5. Natomiast dziewczyny w podkolankach lub w kolorowych stopkach i w beznadziejnych czarnych półbutach -to norma. Jak zabroniono im siedzieć w przedszkolach "po japońsku", żeby nie krzywić nóg, to teraz same sobie to robią, kupując pseudoszpilki lub kaczuszki. Widzieliśmy kilka fajnych okazów, w dodatku ufarbowanych na rudo. My jednak nie musimy chodzić w szpilkach, żeby utykać i powłóczyć nogami. Napięty plan zwiedzania, trochę daje nam w ....stopy. Krzysiek już pierwszego dnia musiał kupić sobie nowe buty, bo poprzednie kupione specjalnie na wyjazd, go wykończyły i ledwo udało mu się dokończyć spacer po Ścieżce Filozofii. Zamiast kontemplować 1000 kwitnących na różowo drzew wiśniowych, marzył o nowych wygodnych butach.

Pozdrówka
Anka