czwartek, 1 listopada 2007

Tajlandia 2007 - Hong Kong i Singapur


(kliknij na zdjęcie a znajdziesz tam więcej fotek)



Hong Kong i Singapur


Plan był taki – opiszę te dwa miasta razem , bo pewnie są podobne w swojej historii „bezpaństwowości”, wielkości, strukturze gospodarczo-społecznej. I co? Nie mogę.
Po pierwsze – Hong Kong to drugie po Katowicach miejsce na świecie, w którym moglibyśmy mieszkać, w związku z tym mamy do niego bardzo ciepły stosunek co niestety rzutuje na obiektywną opinię o Singapurze.
Po drugie – w Singapurze byliśmy tylko 10 godz a w Hong Kongu tym razem 3 dni. Więcej argumentów nie będę wymieniać, bo te dwa i tak wystarczą.

Singapur – współczesne państwo-miasto ma fantastyczne lotnisko, na którym spędziliśmy większość z tych dziesięciu godzin. Są oczywiście sklepy i bary ale co bardzo przyjemne – mały ogólnodostępny hotelowy basen, salon masażu oraz siłownia. Infrastruktura jest tak pomyślana, żeby ludzie czekający na następny wielogodzinny lot mogli się zrelaksować nie tylko, jak wszędzie na kupowaniu ale także na przyjemnościach dla ciała. Pomysł godny skopiowania ale niestety europejskim lotniskom jest bardzo daleko do nowoczesnych azjatyckich terminali w Tokio, Hong Kongu czy w Bangkoku (oddany od 10 miesięcy). Singapur dba o podróżników i o swój wizerunek jeszcze w inny sposób – organizuje bezpłatne dwugodzinne wycieczki autokarowe po mieście – coś niesamowitego jak azjaci się potrafią organizować w tej turystyce. Przylatujesz na lotnisko i jak masz trochę czasu zapisujesz się na objazdówkę po sercu Singapuru. Z okien autobusu możesz zobaczyć China Town – bardzo piękne domki, Little India – z mnóstwem małych sklepików, ogromy port przeładunkowy, wieżowce wielkich korporacji i elegancką dzielnicę willową. Pan przewodnik najpierw opowiada trochę o lotnisku i sponsorach wycieczki a potem już tylko o samym Singapurze, bardzo przyjemnie.

Tak sobie myślę, że mam niedosyt tego miasta i może jak kiedyś będziemy lecieć do Australii to sobie tam zrobimy przerwę na noc – może być fajnie w tych knajpkach nad rzeką, które widzieliśmy z okien autobusu!

Hong Kong – trochę trudno mi o nim pisać, bo byłam tam trzeci raz i pierwsze wrażenia się już zatarły, ustępując trochę miejsca tzw. „naszym miejscom”. Rozumiem jednak Krzyśka, który po trzech miesiącach od powrotu z Hong Kongu zaczyna za nim tęsknić. Zeznaje co prawda, że tęskni głównie za jedzeniem – ale kto go tam wie, może jakaś miła dziewczyna z Pigalaka pod Hotelem Regal przyciąga go jak magnes każdego wieczora w tamten skwer. Jedno jest pewne Hong Kong to fantastyczne miejsce – mieszanka Azji i Europy.
Ogromna biznesowa dzielnica na samej wyspie Hong Kong ze swoją luksusową dzielnicą mieszkalną na Victoria Peak i Kowloon z mieszkańcami wszystkich ras i wyznań, którzy sprzedają przeróżne wytwory swojej kultury – poczynając od „nice situtów” kończąc na ośmiornicach na patyku. Nie sposób tego opisać. Tak samo trudno jest opisać dwa najpiękniejsze nocne widoki – w Hong Kongu – z Victoria Peak na miasto i zatokę i z Kowloonu na wyspę Hong Kong i zatokę.

Nie piszę już więcej, bo wydaje mi się, że swoimi zachwytami mogę Was uprzedzić do miejsc, które na pewno warto zobaczyć i mimo że to jest tylko miasto warto tu spędzić 3 dni, żeby pooglądać okolice i posiedzieć wieczorem na nadbrzeżu gwiazd gapiąc się na oświetlone drapacze chmur Hong Kongu.

ps. Ale mi wyszło romantycznie, nie?