piątek, 7 listopada 2008

Filipiny 2008 - HK i Manila


(kliknij na zdjęcie a znajdziesz więcej fotek)

jeszcze nie wiem jak jest cześć po filipińsku,
a więc cześć
po polsku

Manila,
Wczoraj Krzysiek orzekł, że jest w raju. Jedynie czego mu tak naprawdę brakuje to męskiego towarzystwa, wtedy by dopiero się czul jak Gluś w wodzie. Jak na razie to chyba trochę oboje jesteśmy nie na miejscu - myślę o podróżowaniu w czasie - ja, bo już nie mam -nastu lat (jak Filipinki do towarzystwa białych) a on, bo jeszcze nie ma 60 lat jak panowie, którzy płaca za towarzystwo i seks tutejszych NAPRAWDE przepięknych dziewczyn.
Obawiam się, że z ich cieniem przyjdzie nam się mierzyć przez cały czas tutejszego pobytu.

Ale wróćmy do Malili. Byliśmy tam jedynie przez jedno popołudnie - i co - bardzo czyste miasto. Nawet jak przejeżdżaliśmy taksówką przez slumsy - ulice były pozamiatane. Żadnych śmieci, butelek plastikowych, krowich odchodów i innych niespodzianek. Oczywiście wieczorem biedota rozkładała się na chodnikach z całym swoim dobytkiem i prześlicznymi dziećmi ale ulice naprawdę są czyste. Trudno mi powiedzieć co ze zwiedzaniem, bo zabroniono nam wychodzić po zmroku na miasto. Szczególnie taksówkarz zwracał się w tej kwestii do mnie i o ile dobrze go zrozumiałam to nie powinnam puszczać na miasto samego Krzyśka a nie odwrotnie (chociaż teraz już się nie stosuje do tego zalecenia, bo go nie ma aktualnie od godziny - o wrócił, tak szybko?). Tak, więc w kwestii zwiedzania napisze lub opowiem Wam jak wrócę, podobno jednak nie ma tu wiele rzeczy do zobaczenia za wyjątkiem Parku Rizala (bohatera narodowego) oraz Intramuros czyli starego miasta, zbudowanego przez kolonizatorów hiszpańskich. My jednak mieliśmy niewiele czasu i doszliśmy jedynie do nowo otwartego Parku Oceanicznego, którego największą atrakcją było Fish Spa czyli obgryzanie skórek ze stóp przez małe rybki. Zajefajne uczucie. Początek oczywiście był ciężki, bo trudno się było przyzwyczaić przez pierwsze 5 min do ich łaskotania ale potem juz było zupełnie fajnie. To tyle o Manili.
Reszta po powrocie.
A, jeszcze coś o Manili. Maja tu bardzo fajne mini busy zwane jeepney. Nie mogłam się oprzeć żeby robić im zdjęcia i ciągle wydawało mi się, że zrobiłam za mało.

Palawan - Puerta Princessa
Jak na razie to chwilowo dostaję tu rozstroju mózgowego, bo w tej internetowej knajpie, w której właśnie siedzę i piszę do Was cały czas gra ostry metal. Mnie zwolenniczce - kobiecej muzyki - A.M Jopek, Shade czy Dido - to TROCHĘ przeszkadza. Ale co tam, musze dać rade.
Niestety tu pada deszcz, podobno jakiś monsun czy tajfun przyszedł skądeś-tam i ma padać. Miasteczko jest brzydkie ale ma bardzo fajne pamiątki i aż szkoda, że to początek naszej podróży, bo kupilibyśmy kilka metrowych masek do domu. Zdecydowaliśmy jednak, że nie zostajemy tu dłużej, bo za dużo pokus (jakie by one nie były) i jutro wybieramy się zobaczyć podziemną rzekę a potem może nam się uda dojechać do El Nido - tutejszego raju. Jak sami wiecie rajów jest wiele, więc mamy nadzieję, że ten nie będzie naszym ostatecznym.
Musze już kończyć, bo oszaleję z tą muzą a Krzysiek się zapije or .... w barze obok.
Pozdrawiam wszystkich
Anka

ps Nie latajcie Seair, bo odwołują loty. Tak naprawdę teraz mieliśmy być na Coron.