niedziela, 8 lipca 2007

USA 2007 - Chicago


(kliknij na zdjęcie a znajdziesz tam więcej fotek)

6-8 lipiec 2007 - Put-in-Bay, Chicago

Udało nam się wyjechać z Cleveland 2 godz. po zakładanym czasie, co było raczej oczywiste, tak jak i to, że Put-in-Bay, wyspę na której poznało się wiele małżeństw czy par opuścimy ostatnim statkiem o 21-szej. Jeżeli ktoś ma ochotę ostro poimprezować przez wakacje to mogę Wam śmiało polecić gościnne podwoje w Bed&Breakfest „Ahoj” u Simony i Nicka oraz mnóstwo knajp i knajpeczek, w których pracowali przez kilka wakacji Magda, Liliana, Alex, Iwona, Sasza, Simona i Nick.To jest taka wyspa-imprezownia, która na zimę ma 50 zamieszkanych domów a w lecie przeżywa nalot turystów. Z powodu niewielkiej ilości czasu udało nam się zaliczyć tylko 2 knajpki ale za to w jednej z nich miałam szansę wyjść za mąż za prawdziwego Amerykanina. Bardzo dobra partia. Niestety skończyło się tylko na tańcach, bo mój adorator przestraszył się Krzyśka. No, wielka szkoda. Wtedy mieli byście szansę dostawać już regularne Listy z Ameryki (jak od Sienkiewicza) w zamian za moje osobiste towarzystwo. Ja tymczasem pławiłabym się w luksusowym domu na Florydzie albo gdzieś indziej mając u boku dziarskiego 76 latka (naprawdę fajny gość, nie żebym zmieniła gust, bo nadal uważam, że lepiej jest mieć dwóch 20-latków niż jednego 40-latka.). Najbardziej jednak na wyspie podobało mi się to, że gdy wchodzilismy do baru to sprawdzali mi także dowód osobisty, ponieważ w niektórych stanach nie wolno pić alkoholu osobom poniżej 21 roku życia – ma się ten młody wygląd, co?

A teraz Chicago. Po prostu piękne - tak jak sobie go wyobrażałam. Naprawdę niemal idealne połączenie nowej i starej architektury. Tego u nas chyba nie ma w żadnym mieście. Jedyny problem, to potworny upał tego dnia. Nawet wycieczka statkiem nie była w stanie nam złagodzić 105 F, (sami sobie policzcie ile to jest w C, a co?) które atakowały nas z nieba. Jak do tego się doda typową dla dużych miast podwyższoną ciepłotę – to można było się usmażyć. Chłopcy wymiękli pierwsi a dziewczyny poszły jeszcze na miasto zobaczyć „Taste of Chicago”. Trzy sceny z muzyką przeróżnych gatunków i mnóstwo kramów z jedzeniem i piciem ściągnęły bardzo wielu mieszkańców i turystów. Udało się nam posłuchać trochę swingu i wypić winko – uwaga na terenie parku - zanim odebrał nas Alex i zawiózł na grilla do Iwony, Maćka i Saszy. Jak się można było spodziewać polsko-macedońska gościnność zaaplikowała kolejne promile i kilogramy w nasze i tak już nie za szczupłe ciała. Zupełnie nie mam pojęcia jak oni tu wszyscy tak jeszcze normalnie wyglądają, bo ja pewnie po roku zbliżyłabym się do rozmiarów wieloryba.

Iwona, Sasza i Maciek mieszkają sobie w fajnym mieszkanku i co jest u nas niespotykane mają na 2 sypialnie i 2 łazienki. Bardzo mądrze to Amerykanie wymyślają, bo jedna łazienka jest przyporządkowana sypialni głównej ( u nas nazwalibyśmy ją sypialną rodziców) a druga jest dla drugiej sypialni (dzieci czy gościnnej). Daje to bardzo komfortowe warunki jak na mieszkanie około 70 m2.

Oczywiście wiadomo, że impreza się nieco przeciągała i z żalem rozstawaliśmy się z naszymi gospodarzami w niedzielne południe spożywając śniadanio-obiad w polskiej restauracji na Milwaukee. Szkoda, że tak krótko ale umówiliśmy się z nimi na snowboard w zimie, to może się niebawem spotkamy. Dzięki za gościnę i miejcie się dobrze. Pozdrowienia z Detroit i zapraszamy w rewanżu do Katowic.

Jeszcze „Jackowo”. Odwiedziliśmy tam Babcię Magdy, żeby jej przekazać „Bogdanówkę” i trochę powspominaliśmy stare czasy, przy okazji dowiadując się jak się pracuje na „domkach”. Oj, nie jest lekko z tymi pracodawcami Izraelskiego pochodzenia, oj nie. Na szczęście pani Czesława to osoba o wielkim poczuciu humoru i byle jakie przeciwności losu przez 17 lat pobytu na Jackowie ją nie zmogły. Nas natomiast na pewno by pokonały, bo oglądając tą niegdyś polską dzielnicę a obecnie bardzo już wymieszany kulturowy tygiel mieliśmy poważne obawy czy dalibyśmy radę tam mieszkać. Jackowo zmieniło się zgodnie z zasadą, o której pisałam wcześniej. Jedni przychodzą – drudzy odchodzą. I tyle.

Pozdrawiam wszystkich jeszcze raz serdecznie.
Na razie.
CDN

Anka