piątek, 4 lutego 2011

komentarze

Doszly do nas sluchy, ze chcecie pisac komentarze ale nie wiece jak. Mozecie pisac jak chcecie i kiedy chcecie. Nie musicie miec konta na googlach, wystarczy tylko dodac wpis jako anonimowy gosc. Wtedy fajnie by bylo jakbyscie sie podpisali, zebysmy wiedzieli komu odpisac.

Happy New Year,

Nie wiem jak to sie dzieje ale czesto jak sie gdzies wybieramy wpadamy prosto na jakes mega swieto. No teraz to nam sie super przytrafilo - chinski Nowy Rok, w Wietnamie obchodzony jako Swieto TET. Mozna go okreslic jako poloczenie Bozego Narodzenia i Nowego Roku. Wszyscy Wietnamczycy kupuja mnostow kwiatow, o ktorych juz pisalam a o polnocy kazdy wstawia przed swoj dom czy biznes, stol z podarkami dla bogow. Sa tam specjalne ciastka ryzowe ze slonina i tofu (pychotka, brr), ryz, sol, arbuz, melon i szampan. Tuz przed polnoca kazdy np. pracownik knajpy podchodzi do tego oltarzyka i pali kadzidelko proszac bogow o blogoslawiensto na nastepny rok. No i my tez nie wzbranialismy sie oczywiscie od tego dodatkowego Sylwestra i ochoczo wznieslismy toast. Wietnamczycy wierza, tak jak i my w Polsce, ze jaki Nowy Rok tak i caly rok, wiec staraja nie wydawac pieniedzy, swietowaci odpoczywac. No oczywiscie Seba, Grys i Glus postanowili sie dostosowac do zalecen kraju, w ktorym goszcza i spokojnie wstali sobie o 14 popoludniu, zeby nie bylo ze nie szanuja gospodarzy.
No ale cos mi sie wydaje, ze chlopaki beda wydawac kaske przez caly nastepny rok, bo wyskoczyli "troche" z kaski i odstawili sie w nowiutkie bularlki Eda Hardego.
Pelen wypas, bojcie sie laseczki.

Ja Wam mowie, jest dobrze.... Sajgon !!!!

Ja Wam mowie, jest dobrze.... Sajgon !!!!

Pierwsze wrazenia z Sajgonu! Pozna nocka, po 32 godzinach podrozy o 1,30 docieramy do Sajonu- jest czysto, przestrzennie i nie smierdzi. Na tutejszym backpackerskim kwadracie w pierwszej dzielnicy jest do pozna sporo osob ale wydaje sie byc mnej zabawowo niz na Bangkodzkim Koh Sanie. Panienki, jak to w krajusocjalistycznym mniej rzucaja sie w oczy ale alkohol jest ogolnie dostepny i tani. Male piwko w sklepie 1,5 zl a niezgorsze wietnamskie winko 8 zl. "Ja Wam mowie jest dobrze, jest dobrze ale nie najgorzej jest! " jak spiewa Mikolaj Grabowski za Himilshbachem. No i w mysl piosenek z tej plyty radzimy sobie niezgorzej - rano "Male piwko" a potem to juz jak to na wakacjach bywa : tylko to zwiedzanie i zwiedzanie - od knajpy do kanajpy, od baru do baru, od sklepu do sklepu. Ale delikatnie - WIADOMO!

Nie, nie, nie - oczywiscie troche przesadzam. Dajemy rade tez obskoczyc wycieczki. Obieglismy kilka razy wokolo pierwsza dzielnice, ktora stanowi trzon zespolu miejskiego Ho Chi Min i zachowala swoja pierwotna nazwe Sajgon. Francuzi pozostawili w niej katedre Notre Dame, poczte zaprojetkowana przez Eiffla i kilka fajnych hoteli. Niestety nie ma juz nigdzie slynnych palarni opium a bulwar nad rzeka Sajgon w zadnym stopniu nie przypomima tego znad Sekwany. W tym jedynym miejscu w Sajgonie smrod powala. Jak sie jednak okazuje, ku mojemu zdziwieniu haslo "ale Sajgon" nie bardzo znajduje odniesienie do tego znaczenia, w ktorym, zazwyczaj sie go przytacza. No moze jest jedna rzecz - ruch uliczny!!!! To jest faktyczmie Sajgon! Trzeba byc twardym i przepychac sie miedzy skuterami, ktore bezstresowo jedzdza czesto pod prad na chodnikach. Idzie nam coraz lepiej. Jakby co, to juz troche sobie porozmawialismy na temet polis, tylko nie wiemy czy traktowac przechodzenie przez ulice jako sport ekstremalny, czy tez nie..