poniedziałek, 16 kwietnia 2007

Japonia 2007 - Fuji


(kliknij na zdjęcie a zobaczysz więcej fotek)

Potem postanowiliśmy, że jednak tego dnia zanocujemy w hotelu w Gore (Zakopane) i sprawdzimy jak grzeją prawdziwe japońskie onseny. Oj, grzeją, grzeją. 41 st C a może nawet więcej. Niestety, a może na szczęście, nie ma łaźni koedukacyjnych, są jedynie prywatne dla 2-3 osób ale jak się chce iść, tak jak do nas na basen - to osobno kobiety i mężczyźni. No i to mi się najbardziej podobało. Same kobiety, mówiące po japońsku, więc nie wiesz co o tobie mówią i luz. Jedno jest pewne, nie stosują się do zaleceń Tosi z ,,Nigdy w życiu" dotyczących depilacji ,,niezbędnej w dzisiejszych czasach" Uwaga przerwa, bo się kończy bateria. Reszta jutro.

16 kwiecień 2007

Z jutra zrobiło się pojutrze, bo niestety nie kupiliśmy adaptera do japońskiego gniazdka i padł nam laptop, ale dzisiaj już mamy i coś napiszę. Niewiele co prawda, bo Krzysiek mi cały czas przeszkadza i każe mi kończyć, bo ciągle ma coś do popatrzenia albo na giełdzie albo na swoim nowym I-podzie. Aktualnie walczy z przerzucaniem zdjęć z laptopa do I-poda. Dostał 1/2 tego cuda ode mnie na swoje jutrzejsze urodziny.

A tak w ogóle to miałam napisać o Fuji i o okolicach. Okolice piękne ale organizacja podobna do naszej - góralskiej. W piątek o godz. 21-szej zamknięte wszystkie knajpy w okolicy, bo już chyba zarobione są te Japony na tyle, że im się nie chce więcej pracować. Na szczęście bardzo fajny starszy pan właściciel sushi baru otworzył i nakarmił nas pierwszym japońskim rybnym przysmakiem. O 22 w piątek wieczorem nareszcie się najedliśmy do syta sushi. No i dobrze, że do syta, bo następnego dnia hotelowe śniadanie w stylu japońskim dało nam popalić. Napiszę tylko tyle, że na jajko na miękko kazali nam czekać 20 min., ponieważ na ich pytanie czy chcę ,,fresh egg" ja powiedziałam, że oczywiście tak. W związku z czym podali mi surowe jajko, a na moją prośbę o gotowanie go przez 3 min we wrzątku powiedzieli, że będzie to możliwe dopiero za 20 min. Na szczęście hotel miał same zalety tzn. onseny, o których pisałam już wcześniej.

Acha - Fuji. No, żeby ją zobaczyć to trzeba pojechać kolejką górską, kolejką linową, autobusem i statkiem i już można sobie zrobić piękne fotki z majestatycznym wulkanem w tle. Podobno wchodzi się na niego 9 godz. a schodzi 5. I jest takie japońskie powiedzenie, że każdy Japończyk powinien wejść chociaż raz w życiu na górę Fuji, ale tylko głupiec wchodzi 2 razy. Na szczęście nie jesteśmy Japonami i nie musimy się tam wdrapywać, bo byłoby ciężko. Zresztą na zdjęciach będzie widać ten porządnie ośnieżony szczyt o tej porze roku. Największe jednak na mnie wrażenie zrobiła aleja drzew cedrowych, które miały 350 lat, która przechadzaliśmy się w miejscowości Hakone. Nie udało nam się tam jednak zabawić dłużej, bo w soboty nie ma szans na wolny pokój w żadnym hotelu ani pensjonacie czyli ryokanie. Może nawet to i dobrze, bo tym sposobem późnym sobotnim wieczorem dotarliśmy do Tokio. Ale o nim jutro, bo tu jest dopiero czad.

Anka